á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
[link]
Ci, którzy śledzą cały czas mojego bloga wiedzą, że po lekturze Lata koloru wiśni zakochałam się w bohaterach książki, jak i w samej fabule i stylu autorki. Nie ma się temu co dziwić - książka ma w sobie to coś, co długo nie pozwala o niej zapomnieć. Miałam po niej ogromne oczekiwania względem jej kontynuacji - Zimy koloru turkusu. Zakończenie pierwszej części pozostawiło po sobie tak wiele pytań, na których odpowiedzi liczyłam podczas czytania jej kontynuacji. W Zimie koloru turkusu wszystko w końcu się wyjaśniło, a wiele z tych rzeczy było dla mnie nie mała zaskoczeniem.
Na samym początku muszę wspomnieć, że bardzo podobało mi się to, że książka zaczęła się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyła się jej poprzedniczka. Nie kilka dni później, czy tydzień później, lecz w tym samym momencie. Sama bardzo lubię coś takiego, gdyż wtedy wprost idealnie odbieram kontynuację danej historii. Człowiek czuje się wówczas, jakby wcisnął po prostu pauzę, by później zacząć oglądać dalszy ciąg filmu. W przypadku serii bardzo się to dla mnie liczy, a tu właśnie to otrzymałam. Ucieszyło mnie również, że choć widać znaczącą zmianę w zachowaniu głównych bohaterów - Emely i Elyasa, to mimo to nadal pozostali sobą. Choć ich uczucia wobec siebie na wzajem zdecydowanie się zmieniły, tak jak ich wzajemne nastawienie, książce cały czas towarzyszył niewyparzony język Emely oraz pewność siebie i zadziorność Elyasa. Lato koloru wiśni polubiłam między innymi dzięki głównym bohaterom, dlatego bardo się cieszę, że mogłam znów się z nimi spotkać w Zimie koloru turkusu takiej formie, jakich zapamiętałam.
Zmieniła się również sama forma fabuły, jaką stworzyła autorka - w pierwszej części serii to Elyas stara się zwrócić na siebie uwagę Emely, w Zimie... jest zupełnie na odwrót. Zabieg ten z całą pewnością przysporzy czytelnikom wielu na prawdę ciekawych doświadczeń. W książce dzieje się na prawdę dużo - podczas czytania towarzyszą nam zarówno momenty pełne namiętności, jak również chwile smutku i bezradności. Całe to urozmaicenie to kolejny duży plus!
Sięgając po Zimę koloru turkusu dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam z paroma dodatkowymi bonusami. Nie zabrakło tu momentów ogromnego zaskoczenia, gdy w końcu na jaw wyszły chociażby prawdziwe pobudki Elyasa. Zarówno podczas lektury Lata koloru wiśni jak i Zimy koloru turkusu byłam pewna, że wiem co nim kieruje, a tu okazało się, że mimo iż po części moje przypuszczenia się potwierdziły, koniec końców otrzymałam jedną wielką niespodziankę. Czy polecam Zimę koloru turkusu? Zdecydowanie tak! Jest to powieść, której po prostu nie da się przejść obojętnie. Ci, którzy jeszcze nie zapoznali się z całą tą serią nie wiedzą, co tracą i lepiej niech czym prędzej nadrobią zaległości. Uwierzcie mi, nie będziecie żałować. Mi samej jest ogromnie smutno, że historię Emely i Elyasa mam już za sobą. Pozostaje mi mieć nadzieję, że może autorka napisze jeszcze jedną część tej serii. Z wielkim zaszczytem przeczytam również inne powieści, które wyjdą z pod pióra Cariny Bartsch.